Jeździectwo

Prestiż, duże pieniądze i pozorne poczucie elitarności przesłaniają prawdziwy obraz jeździectwa, które koniec końców sprowadza się do pełnowymiarowej współpracy z czterokopytnym partnerem bez względu na pogodę i porę roku. Ten sport, niezależnie od wybranej dyscypliny, uczy konsekwencji i rozwijania relacji ze zwierzęciem w poszanowaniu jego potrzeb, co w niemal każdym przypadku nadaje życiu nową perspektywę. Najlepsze duety prowadzi zaś na sam szczyt – olimpijskie czworoboki, parkury i próby terenowe.

Lśniące brokatem kaski, dopasowane kolorystycznie nauszniki i czapraki, zaplecione grzywy i ogony przypominające taflę wodospadu. Przyznać trzeba, że niewiele dyscyplin sportu ma tak wypolerowaną fasadę jak jeździectwo, a jeszcze mniej z jego skutecznością kryje ogrom wysiłku, który składa się na taki właśnie obraz. Życie zawodowego jeźdźca to codzienna praca z wieloma końmi, która zazwyczaj trwa od rana do późnego popołudnia, a stajenne obowiązki rzadko kończą się na samych treningach. Równie ważne jest regularne dbanie o dobrostan wierzchowców, od dostarczenia odpowiedniej dawki ruchu i dopasowania optymalnej diety, po konsultacje weterynaryjne i wizyty kowala. Na nogach natomiast znacznie częściej goszczą kalosze niż oficerki z najwyższej półki. Chęć obcowania z końmi, ich niezaprzeczalnym pięknem i obiecywanym przez nie poczuciem wolności, przyciąga jednak do tego sportu nowych adeptów w każdym wieku, a pierwszy raz w siodle bardzo sporadycznie okazuje się ostatnim.

Jeździectwo w wymiarze olimpijskim

Różnorodnych form rywalizacji, w których udział bierze nietypowy duet tworzony przez człowieka i konia (a w przypadku zaprzęgów będą to znacznie liczniejsze zespoły), jest bardzo wiele: od woltyżerki, przez rajdy długodystansowe i polo, aż po wywodzący się z Ameryki Północnej styl “western”. Jak w wielu innych sportach, również w jeździectwie ukoronowanie lat treningów stanowią jednak medale igrzysk olimpijskich, a droga do nich aktualnie prowadzi poprzez dyscypliny uznawane za najbardziej klasyczne: ujeżdżenie, skoki przez przeszkody i wszechstronny konkurs konia wierzchowego (WKKW).

Ujeżdżenie rozwija naturalne możliwości konia, eksponując jego elegancję i niewidoczną nić porozumienia z jeźdźcem, a w najprostszym ujęciu sprowadza się do wykonywania sekwencji określonych figur na tzw. czworoboku. Nazwa skoków przez przeszkody dość klarownie wyjaśnia, na czym polega ich istota, podczas gdy WKKW łączy wyżej wymienione dyscypliny z najbardziej widowiskową próbą terenową (crossem). O ile do wielu zawodników biorących udział w wielobojach pasować będzie nieco prześmiewcze określenie “jack of all trades, master of none”, tego rodzaju wszechstronne wyszkolenie procentuje w późniejszej karierze każdego jeźdźca, o czym opowiedział nam wychowany w Stadninie Koni Racot trener ujeżdżenia, Jerzy Łukomski.

Atmosfera i pierwsze starty

Jeździectwo należy do bardzo nielicznych dyscyplin sportowych, które z perspektywami sukcesów na największych imprezach można zacząć trenować nawet po dwudziestce czy trzydzieste, ale wczesny start rodzi większe szanse na potencjalną karierę. Dla dzieci, szczególnie tych wychowywanych w dużych miastach, jest też szansą na diametralną zmianę otoczenia, regularny kontakt z przyrodą i naukę szacunku do zwierząt.

Jest to taki sport, że można zacząć w każdym wieku. Generalnie dzieci zaczynają już całkiem malutkie. Na tak zwanym zachodzie od dawna, a u nas też to już wchodzi, że jeździć konno zaczynają nawet dzieci trzyletnie – na ogół u rodziców, którzy sami mieli z tym coś do czynienia – a pierwsze starty można już w tej chwili robić w wieku 5-6 lat. Spokojnie, w towarzystwie opiekunów, na kucykach. Wiadomym jest, że istnieje stres startowy, dlatego powinno się to odbywać bez presji, ale sama już bytność na zawodach daje bardzo dużo i w późniejszym wieku będzie to procentować,

– wyjaśnia trener i sędzia ujeżdżenia, Jerzy Łukomski.

Jak podkreśla Jerzy Łukomski, w przebrnięciu przez morze ofert szkółek jeździeckich pomagają opinie zamieszczane w internecie, ale w przypadku rozpoczynających swoją przygodę z końmi warto najmłodszych zwrócić uwagę na dwie rzeczy: osobę prowadzącą i atmosferę panującą w stajni.

Na samym początku ważne są nie tyle same kucyki, co osoba prowadząca: jej przygotowanie, podejście do dzieci i ogólna atmosfera. Powinna dominować zabawa na tych koniach i zachęcenie do sportu bez nadmiernej presji, bo duży procent dzieci z różnych przyczyn i tak się wykruszy.

Osoba prowadząca i atmosfera w stajni to jest clue programu, ponieważ najczęściej dzięki temu dzieci zakochują się w koniach i w (na ogół) paniach prowadzących, dlatego o to opierałbym wybór.

Małe dziecko, mały koń…

Wspomniane kucyki koniec końców są jednak ważne, ponieważ właściwe dostosowanie gabarytów jeźdźca i wierzchowca przekłada się zarówno na postępy w treningu, jak i bezpieczeństwo podczas całego pobytu w stajni.

Jest to szalenie ważne. Kiedy nie było małych koni, robiło się różne dziwne rzeczy, ale wiązało się to z większym zagrożeniem kontuzjami czy wypadkami. Po prostu różnica wagi i gabarytów dziecka, które waży 20-30 kilogramów, do dużego konia, jest dramatyczna. Duży koń waży 500-600 kilogramów, podczas gdy kucyk, który waży 200-250 kilogramów, jest i tak wielokrotnie cięższy, ale ta dysproporcja mimo wszystko jest mniejsza.

Dzieci często boją się samego widoku dużego konia. Trochę je to przytłacza, chociaż nie zdają sobie sprawy z możliwości zaistnienia kontuzji, które najczęściej zdarzają się nie gdy dziecko siedzi na koniu, tylko przy obsłudze, przy prowadzeniu, przy pielęgnacji. Dysproporcja jest po prostu zbyt duża. To tak, jakby małemu dziecko założyć 2-metrowe narty i kazać pojechać. Może i się uda, tylko po co w ogóle próbować, skoro można założyć narty metrowe, na których będzie się czuło dobrze i swobodnie. W obu przypadkach trzeba zaczynać tak, aby było to miłe i bezpieczne.

Wielu jeźdźców, którzy rozpoczynali swoje kariery przed 20-30 laty, z pewnością pamięta lekcje na zbyt dużych koniach, niedostosowanym do ich ówczesnych potrzeb sprzęcie i rodziców dumnych jak pawie, że dziecko radzi sobie z przytłaczającym je gabarytami zwierzęciem. Warto w tym miejscu podkreślić, że radzenie sobie jest zupełnie czymś innym, niż skuteczny trening, ale szkółki jeździeckie zrobiły w tym okresie postępy pozwalające im lepiej wspierać rozwój najmłodszych miłośników sportów konnych.

Jest znaczna poprawa, jest takich ośrodków coraz więcej i w zasadzie małe konie, lepiej lub gorzej przygotowane, są już w każdej szkółce jeździeckiej,

– podkreśla Jerzy Łukomski.

Motywacja, logistyka, finanse

Na liście sportów kojarzonych z dużymi nakładami finansowymi, jeździectwo plasuje się bardzo wysoko. Nie ma w takim myśleniu błędu, natomiast warto zdawać sobie sprawę, że na etapie stawiania swoich pierwszych kroków w sportach konnych wydatek w postaci poświęconego czasu wielokrotnie przewyższać będzie ten finansowy. Trzeba dotrzeć do stajni i z niej wrócić, a w międzyczasie oporządzić konia przed i po jeździe, odbyć lekcję, zadbać o sprzęt. Jeśli zaś mowa o treningu sportowym, sekwencja ta musi być powtarzana niemal każdego dnia tygodnia.

Żeby mówić o treningu sportowym, to są minimum cztery jazdy w tygodniu. W praktyce częściej będzie to pięć lub sześć dni w tygodniu, z jednym dniem odpuszczonym.

Do wdrożenia takiego reżimu potrzebne są spore chęci ze strony zarówno dzieci, jak i rodziców, którzy w tym celu wspólnie stworzyć muszą bardzo sprawnie funkcjonującą drużynę. Bez motywacji wykazywanej przez najmłodszych, nie może (ani nie powinno) być jednak mowy o jakimkolwiek przyszłym sukcesie.

Już od kilkudziesięciu lat potencjalnym kandydatom do treningu powtarzam trzy punkty: po pierwsze, to dziecko bardzo musi chcieć. Nie rodzice i ich zawiedzione ambicje. Po drugie, trening nie może przekreślać wypełniania obowiązków domowych. Po trzecie, to już po stronie rodziców, logistyka i finanse, które są bardzo ważnym aspektem, ale w tym wypadku nie numer jeden.

Wracając raz jeszcze do analogii narciarskich, wybitny biegacz może przegrać ważny wyścig tylko dlatego, że wspierająca go ekipa nie trafiła ze smarowaniem. Łatwo jest więc sobie wyobrazić, jak wielką różnicę w kontekście rozwoju młodego jeźdźca zrobi niepasujący do niego wielkością, poziomem wyszkolenia czy temperamentem koń, a znalezienie odpowiedniego partnera staje się kluczowe na etapie regularnych startów w zawodach. Choć wizja zakupu i utrzymania wierzchowca może przytłaczać, istnieją też inne, łatwiejsze do przełknięcia finansowo rozwiązania.

Oczywiście, jeździectwo nie jest tanim sportem, ale na początku – poza koniecznością zainwestowania w podstawowy sprzęt, który nie jest aż taki drogi – jest możliwość jazdy na tak zwanych koniach szkółkowych.

Dosyć rozpowszechnione jest też zjawisko dzierżawienia konia. Tu trudno ocenić koszty, bo są one negocjowane indywidualnie, ale jest to bardzo dobre rozwiązanie właśnie dla dzieci startujących na kucykach, z których dość szybko one wyrastają. Zawiera się roczne czy dwuletnie kontrakty, a po tym okresie w kolejce często czeka już kolejne dziecko. Czołowe kuce w Europie, które wygrywają medale, mają rozpisane dzieci, które będą na nich jeździć, nawet na kilka lat naprzód. Działa to bardzo dobrze, pozostaje kwestia dostępności tych koni.

Choć przyzwyczailiśmy się do funkcjonowania w dobie ścisłej specjalizacji, jest to też etap, na którym młody jeździec powinien być szkolony wielokierunkowo, a wybór docelowej konkurencji można pozostawić na znacznie późniejsze lata.

Dla mnie jest to kluczowe, że tak jak dzieci w szkole podstawowej uczą się różnych przedmiotów, a pierwsze ukierunkowanie następuje dopiero w szkole średniej, to tak samo dzieci w jeździectwie, które ma bardzo szeroki wachlarz dyscyplin, muszą mieć wszechstronne podstawy i nie można ich zbyt szybko ukierunkowywać. Na to przyjdzie czas, kiedy już będą samodzielnie myśleć i móc podjąć taką decyzję bez presji rodziców. Nie powinno się zamykać tych dzieci, żeby nie było sytuacji, że dziecko nie pojedzie [na koniu] na spacer do lasu, bo jeździło tylko na hali.

Niestety w rzeczywistości często tak to się dzieje, że rodzice nie chcą, żeby dziecko skakało, bo to oni się boją, w wyniku czego 8-latki trenują już tylko ujeżdżenie. Według mnie jest to ślepa uliczka i nie wróży to długiej kariery jeździeckiej.

Szansa na długą karierę

Jak już wspomnieliśmy, jeździectwo jest jednocześnie jednym ze sportów, które można uprawiać do bardzo zaawansowanego wieku, a bardzo późny z perspektywy większości dyscyplin start nie przekreśla możliwości odniesienia godnych odnotowania sukcesów.

Jeździectwo z wielu względów jest sportem wyjątkowym, bo w kategorii dyscyplin olimpijskich tylko ono umożliwia współpracę ze zwierzęciem. Ale jest też wyjątkowe dlatego, że jest to sport najbardziej “długodystansowy”. Na każdych igrzyskach najstarszymi sportowcami są jeźdźcy – głównie w ujeżdżeniu, ale nie tylko. W jeździectwie ludzie po sześćdziesiątce nie są żadnym zaskoczeniem.

Nauka jeździectwa trwa kilkadziesiąt lat, ale można zacząć praktycznie w każdym wieku i są znane przypadki, gdzie wsiadali ludzie na konia w wieku lat dwudziestu czy trzydziestu, a kończyli na mistrzostwach świata i igrzyskach. W Polsce akurat był Jacek Wierzchowiecki, który wsiadł na konia jako dorosły człowiek, zakochał się w koniach, rzucił inne dyscypliny dla jeździectwa i był najlepszym wkkw-istą w naszej historii, ale tego typu historii było za granicą więcej.

Generalnie ma nie drugiego sportu, który można by uprawiać przez 70 lat swojego życia na poziomie umożliwiającym rywalizację. Pod tym względem jeździectwo jest wyjątkowe,

– zakończył Jerzy Łukomski.

W ramach projektu Pierwszy Start rozmawialiśmy z Jerzym Łukomskim, wieloletnim trenerem i sędzią dyscypliny ujeżdżenie.

Rozmowę przeprowadziła: Aleksandra Górska

Udostępnij